Myśl o podróży do Gruzji towarzyszyła mi od dzieciństwa. Odległy kraj stał mi się bliski między innymi dzięki książce Zofii Woźnickiej "Olek i wielka wyprawa". Oczywiście, w tamtym czasie o podobnej wyprawie mogłem jedynie marzyć - przede wszystkim z racji wieku, choć sytuacja polityczna i polityka wizowa również nie zachęcała do odwiedzin. Na szczęście pierwszy problem z upływem czasu zmalał do zera, a Gruzja stała się krajem bezpiecznym dla turystów, czego nie zmieniła nawet krótkotrwała wojna z Rosją w 2008 roku. Nadszedł więc ten dzień, gdy można było w końcu powiedzieć - w te wakacje pojedziemy do Gruzji!
Powiedzieć - łatwo, zaplanować nieco trudniej. Najwięcej czasu zajęło upolowanie biletu w dobrej cenie. Do Gruzji można polecieć bardzo tanio, o ile chce się tam wylądować poza sezonem turystycznym i z minimalnym bagażem. Niestety jest to raczej marny wybór, jeśli chce się zobaczyć trochę większy kawałek kraju i coś z niego przywieźć (choćby wyborne wino...). Dlatego mniej więcej od marca, prawie codziennie, przeglądałem strony LOT-u i innych przewoźników w poszukiwaniu promocji. W końcu się udało i gdzieś tak w połowie maja bilety mieliśmy już zakupione - czekały nas ponad dwa tygodnie w Gruzji :)
Nadszedł kolejny etap - planowanie podróży. Chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej, nie wiedząc wszak, czy i kiedy uda nam się na Kaukaz powrócić. Dlatego długo siedzieliśmy nad mapą, kartkami papieru, spisem atrakcji turystycznych i próbowaliśmy spleść z tego jakąś zgrabną marszrutę. Dużą pomocą służył nam przewodnik "Gruzja w pigułce". Długo się wahaliśmy - czy opierać się na miejscowym transporcie marszrutkowo-kolejowym, czy też wynająć auto (a tu z kolei - czy samo auto, czy też razem z kierowcą). Ostatecznie Joanna, która miała mi w tej wyprawie towarzyszyć, doszła do wniosku, że zaryzykuje konfrontację z gruzińskimi drogami (i bezdrożami). Dzięki temu, w założeniu, mieliśmy zmaksymalizować efektywność przejazdów, nie tracąc czasu w oczekiwaniu na zapełnienie marszrutki - i mieć podróż w pełni spersonalizowaną. Gdy decyzja została podjęta, należało jeszcze znaleźć odpowiednią wypożyczalnię i auto. Dzięki viakaukaz.pl udało się zorganizować w bardzo korzystnej cenie Mitsubishi Pajero Mini - naszą "Srebrną Strzałę", która miała nam dzielnie towarzyszyć podczas Tour de Sakartwelo ;)
I tak mijały kolejne dni, na kompletowaniu bagażu, sprzętu oraz pamiątek z Polski przeznaczonych na upominki dla gościnnych mieszkańców Kaukazu. Ostatnie dni przed wyjazdem to poszukiwanie kwatery na początek naszej przygody z Gruzją. Początkowo optymistycznie zakładałem, że z pomocą miejscowych znajomych uda się wynająć na te kilka dni mieszkanie w jakiejś przyjaznej okolicy, ale się przeliczyłem. Nie wiedzieć czemu, nie skorzystaliśmy także z booking.com i ostatecznie schronienie odnaleźliśmy dzięki AirBnB - naszym gospodarzem w Tbilisi miał zostać pan Romanoz, mieszkający rzut beretem od Placu Wolności i alei Rustawelego. Nie da się ukryć, z lokalizacji byliśmy bardzo zadowoleni, z ceny może trochę mniej, ale nie zamierzaliśmy narzekać. Co prawda, nasz entuzjazm względem wyjazdu został lekko nadwątlony po tym, jak telewizja i internet pokazały skalę powodzi i wydarzenia w tbiliskim zoo, ale na lotnisko dotarliśmy mimo wszystko w dobrych humorach, w podnieceniu oczekując nadchodzącej przygody... Cdn.
![]() |
| Tablica na lotnisku zdecydowanie wskazuje nasze przeznaczenie ;) |

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz